Trwają wakacje, ale my się uczymy. Nie, nie odrabiamy lekcji, ani nie uczymy się na pamięć różnych dziwnych rzeczy. Uczymy się naszego miasta, naszej Warszawy.
Nie siedzimy w przedszkolu, tylko jeździmy na wycieczki. Byliśmy już w Łazienkach i na Starym Mieście, a ostatnio pojechaliśmy do Ogrodu Saskiego.
Ogród Saski to takie miejsce, przez które dorośli szybko przechodzą do tramwaju albo do pracy i idą tak szybko, że nie widzą ani kasztanowców, ani dębów, ani lip. Chyba, że spadnie na nich kolczasty kasztan albo taki śmieszny helikopterek z lipy.
A warto się zatrzymać i obejrzeć historię i geografię i astronomię. I zimę i wiosnę i jesień.
A w upał stanąć blisko fontanny.
W Ogrodzie Saskim dużo się dzieje. Wystarczy popatrzeć na którąś z rzeźb. Albo na drzewo. Myślicie, że taki dąb sobie stoi nic nie robiąc?
On, tak jak my, przedszkolaki, cały czas, ciągle, bez przerwy – rośnie…